6×6 pinhole Dublin
Wycieczka w styczniu do Dublina ma swoje dobre i złe strony. Pogoda jest zmienna i można trafić na irlandzkie deszcze,ale na ogół jest cieplej niż w tym samym momencie w Polsce. Ranek następnego dnia po przylocie aż kusił, żeby wyjść z domu- zero chmur, pełne słońce i lekki wiatr. Po wyjściu okazało się, że wiatr jest lodowaty i dogina człowieka do ziemi i wcale tak miło nie jest. Chcieliśmy pokręcić się po cmentarzu na Glasnevin i po ogrodzie botanicznym, który jest czynny cały rok. Na miejscu okazało się, że najprzyjemniejszym miejscem są szklarnie, gdzie nie wieje, można podelektować się słońcem i jest ciepło. Ale w zasadzie zbyt dużo nie było tu do fotografowania.
Następnego dnia wybraliśmy się nad morze. Rafał i Aurelia chcieli coś załatwić w Dun Laoghaire i kierunek wycieczki sam się narzucił. Niestety już nie było słońca, od rana zacinał deszcz. Jak to Rafał określił- była to wycieczka objazdowa. Zrobiłem rundkę po Main Street i byłem pierwszy raz mokry po zakwitnięciu przy kilku pinholach na 2-3 minuty każde. Następne miejsce było ciekawsze – kąpielisko 40 feet. Od strony otwartego morza fale rozbijały się o skały i wdzierały przez coś, co wyglądało jak drzwi w skale. Dzięki temu otworowi zmokłem drugi raz, gdy fala uderzyła z dzikim impetem. A od strony zatoki localsi spokojnie kąpali się.